środa, 20 lutego 2013

Kobiety na skraju załamania nerwowego.


Pod Białym Domem (tak, tym w Waszyngtonie) mieszka pewna kobieta.
Od dawna. Bardzo dawna.
Od 1981 roku.

Czym nadzywczajnym wyróżnia się ta sąsiadka pana Obamy?
Otóż mieszka w foliowym namiocie, na chodniku.
Niezależnie od pory roku.

Co tam robi?
Protestuje.
Przeci wszystkiemu i wszystkim, od ponad 30 lat.
W różnych językach.
Dobra, czasem podobno ją ktos zmienia, ale ja tego nie widziałam!

Izrael, Kosowo, broń atomowa, broń biologiczna, kara śmierci... obojętnie, daj transparent a staruszka będzie protestowała w Twoim imieniu.

Prezydenci się zmieniają (hm... Carter, Reagan, Bush Senior, Clinton, Bush Junior, Obama...) a ona protestuje. I nikogo to nie dziwi. Nikt nie zwraca na nią uwagi. Jest kolejną atrakcją turystyczną Waszyngtonu. I dokarmia okoliczne wiewiórki (o amerykańskich wiewiórkach innym razem!).

Wiedzieliście o tym?
Bo ja w Internecie nie mogłam znaleźć o niej ani słowa...





poniedziałek, 18 lutego 2013

Przyczajony tygrys, ukryty smok...

Co mnie zainspirowało do pisania bloga?
 - Dragon fruit, czyli inaczej pitaja, pitahaya, smoczy owoc czy jak ją zwał.

Spacerując po delikatesach natknęłam się na mój prawie-ulubiony (numer 1 to mangusteen- ale o tym innym razem ;)) owoc. Dragon fruita ciężko nie zauważyć. Jest intensywnie różowy, z zielonymi listkami. Z zewnątrz przypomina... no właśnie, co?

Pitaja jest owocem kaktusa, niezwykłym bo kwitnącym tylko w nocy (nie bez powodu nazywany Królową Nocy). Jest to najpiękniejszy i najciekwszy wizualnie owoc jaki jadłam.

Dragon spojrzał na mnie (tak, w sklepie często rzeczy na mnie patrzą albo mówią...) i przypomniał mi podróż do Malezji. Poczułam słońce na twarzy, w uszach brzmiał mi gwar malezyjskiego targowiska a w powietrzu czułam zapachy najlepszych owoców świata, wymieszanych ze smrodem duriana i pobliskiej kanalizacji. Niestety, cena 24,99 za sztukę szybko sprowadziła mnie do rzeczywistości...

Dragon w środku jest jeszcze ciekawszy niż na zewnątrz. Jest biały z maleńkimi czarnymi pestkami. Występuje też odmiana intensywnie fioletowa w środku, jednak jest zdecydowanie rzadsza (ale frajda w bycia umazana w fioletowym jest niesamowita!). W smaku przypomina kiwi. Ma słodkawy, świeży smak. Pestki dodają odrobinę goryczy. Najlepiej smakuje prosto z lodówki albo pokrojony ogromny, brudnym tasakiem na samym środku  targowiska ;)

Cały dzień nie mogłam przestać myśleć o tym smaku...

Następnego dnia los był dla mnie łaskawszy. W sklepie została ostatnia sztuka, przeceniona na 9,99.

Życzę wam miłej nocy a ja idę pożreć mojego wytęsknionego dragona.





Zagraj to jeszcze raz, Sam!

"Podobno pierwsze zdanie jest najtrudniejsze... A więc mam je już za sobą" - tak rozpoczęła swój odczyt noblowski Wisława Szymborska w 1996 r.


I tak, podążając ścieżkami wielkiej poetki, do której intelektu nie śmiem nigdy się porównać, zacznę i ja. Choć muszę przyznać, że w dzieciństwie rodzice czytając moją radosną twórczość (podaruję wam czytanie moich poezji z wieku wczesnoszkolnego) nazywali mnie 'małą Szymborską'. I choć nadal jestem mała to obecnie jedynymi łączącymi nas cechami są: zamiłowanie do oglądania spocononych mężczyzn walczących na ringu i słabość do zupek w proszku.

Tym razem wymyśliłam nową formułę bloga. Czas podzielić się z innymi moją największą pasją- podróżami!  Postaram się skupić na tych już faktycznie odbytych lub planowanych, choć zapewne nie uda mi się ominąć podróży wgłąb siebie.

Trzymajcie za mnie kciuki!